A o to i sprawca całego zamieszania, o którym była mowa w poprzednim poście!
Liberty Ale chmielony Cascade'm.
Z etykiety dowiadujemy się, że to piwo zostało uwarzone po raz pierwszy 18. kwietnia 1975r., aby upamiętnić dwusetną rocznicę przejazdu Paula Revere.
Cofnijmy się w czasie. Paul Revere był złotnikiem mieszkającym w amerykańskiej kolonii rządzonej przez Brytyjczyków. W 1755 roku dodwódca wojsk brytyjskich w Massachusets, Thomas Gage, wysłał wojska brytyjskie w celu "uspokojenia niepokornych kolonistów". Oddział miał zająć duży magazyn broni oraz aresztować dwóch rewolucjonistów: Samueala Adamsa (istnieje amerykański browar o takiej nazwie, ale to zgłębimy kiedy indziej) oraz Johna Hancocka. Dowiedziawszy się o tym Paul Revere wsiadł na koń, wyprzedził Brytyjczyków i ostrzegł Adamsa. Ten zaś zebrał minutemanów (ochotnicy, których zbierano do walk w ciągu minuty), którzy odparli Brytyjczyków. Niedługo potem do walk zmobilizowano wszystkie amerykańskie kolonie i tak zaczęła się walka o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Tyle o historii, a jak tam piwo?
Wyśmienicie nachmielone.
W aromacie czuję lekką kwiatową słodycz, która urzekła mnie Molotov Cocktail od Eviltwin Brewing (tam była znacznie intensywniejsza).
W smaku lekka słodowa słodycz szybko wypierana przez chmielową, cytrusową goryczkę.
Myślę, że Paul Revere byłby zadowolony. On przyczynił się do zapoczątkowania walk o niepodległość, a Liberty Ale zapoczątkowało Beer Revolution.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz