Parę dni temu zrobiłyśmy sobie z A. małe tournée po sklepach piwem. Przygotowywałyśmy się do tournée po multitapach i szukałyśmy czegoś ciekawego do wypicia w domu.
Za każdym razem jest coraz trudniej, bo połowę tego, co widzimy w sklepach już piłyśmy, druga połowa nie zapowiada się zaskakująco. Znowu stout, znowu witbier, znowu IPA, znowu hefe-weizen... Gdy wchodzimy do ulubionej knajpy, obsługa przewraca oczami, bo już wiedzą, że zacznie się grymaszenie: to znam, to piłam, to piłam, to znam, to niedobre. Gdy już uda nam się coś wybrać, barmani wzdychają z ulgą i ciągną losy, kto nam poda następną kolejkę.
Dlatego uwielbiam takie momenty, kiedy znajdujemy wreszcie to piwo, które czymś przykuwa naszą uwagę (no, albo moją uwagę...). Tym razem tym piwem było Metropolis z browaru Raduga. Pani w sklepie nam pokazała "a bo nowe, dopiero przyjechało". Wpadłam w zachwyt!
Tak się akurat złożyło, że dzień wcześniej obejrzałam sobie film "Metropolis" z 1927r., a to do niego nawiązuje nazwa i etykieta piwa. Pomyślałam sobie "Przypadek? Nie sądzę!".
Doświadczenie dosyć niecodzienne, film z dialogami w formie napisów pomiędzy ujęciami, bardzo wyrazista mimika, momentami wręcz komiczna, futurystyczne (jak na tamte czasy) maszyny, budynki i robot.
Z początku ciężko mi było przywyknąć do takiej formy, po jakimś czasie jednak fabuła wciągnęła mnie na tyle, że przestał mi przeszkadzać czarno-biały obraz. Najbardziej podobała mi się gra Brigitte Helm grającej na zmianę Marię i robota o wyglądzie Marii. Pokochałam jej mimikę. Musiała bardzo wyraźnie pokazać, kiedy jej postać jest prawdziwą Marią, a kiedy robotem w skórze Marii.
Wracając do piwa, jest ono w stylu American India Pale Ale. Niestety nie było tak zaskakujące i wciągające jak film. Brakowało mi owocowych, amerykańskich nut w smaku, przeważała mocna goryczka. Szkoda, miałam nadzieję, że skoro film okazał się tak ciekawy, to w piwie też znajdziemy coś urzekającego.
Ale nie zrażam się. Film "Metropolis" niemal doprowadził do bankructwa wytwórnię filmową, w której powstał. Oryginał ocenzurowano, skrócono, po jakimś czasie uległ zniszczeniu. W Buenos Aires odnaleziono kopię filmu, w bardzo złym stanie i w mniejszym formacie. Po mimo tylu przeciwieństw losu, film trafił w 2010r. na festiwal Berlinale. Dziś można go znaleźć na YouTube.
Poczekam na drugą warkę. Może znajdę w niej to coś, czego nie odkryłam w pierwszej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz